Wspomnienia wojenne Antoniego Kępowicza

 

Antoni Kępowicz

 

Antoni Kępowicz urodził się 7 czerwca 1890 roku w Szynwałdzie. W czasie I wojny światowej walczył w armii Austro-Węgierskiej na Bałkanach. Po powrocie z wojny mieszkał w Szynwałdzie.

Znany był z tego, że wyrabiał drewniane kieraty, które były doskonałej jakości, robił stępy, żarna, koła do wozów, szył uprzęże, klepał (siekał) kamienie do młynów i żaren. Był też doskonałym cieślą i zdunem. Zapewne starsi ludzie pamiętają duże drewniane koło wiszące na ścianie stodoły ''Janka'' Robaka. Było to koło od kieratu, który wykonał Antoni Kępowicz. Zmarł 5 lutego 1956 roku, spoczywa na cmentarzu w Szynwałdzie.

 

Wspomnienia

Mój tatuś Antoni Kępowicz miał bardzo dobrą pamięć. Opowiadał swoje przeżycia, historie i przygody bardzo szczegółowo. Lubił też bardzo czytać, przeczytał wszystkie książki Sienkiewicza i Kraszewskiego.

Wieczorami przychodzili do nas Szczęch, Wardzała, wujek Marcin Kępowicz, Staszek Kusek, który walczył na froncie francuskim i opowiadali swoje historie wojenne. Czasami grali w karty, na zapałki lub w duraka. Tato jako syn gospodarza w wojsku austriackim dosłużył się stopnia plutonowego. Na mundurze miał epolety podoficera, pistolet i gwizdek. Dowodził grupą ok. 30 do 40 ludzi. Służył w jednostce jegrów. Jegrzy to tak jak współcześni komandosi. Dysponowali najnowocześniejszą na ówczesne czasy bronią, mieli również miotacze ognia. Zadaniem ich było przełamywanie frontu.

Opowiadał, że jak wybuchła wojna to jednej nocy siedem razy szli do szturmu na wroga. Jego jednostka stacjonowała w Bośni, a pod koniec trzyletniej służby był na manewrach w Sarajewie. Na obserwację manewrów przyjechał następca tronu arcyksiążę Ferdynand ze swoją żoną Zofią. W czasie kiedy para książęca przejeżdżała przez Most Łaciński na rzece Miljacka serbski student dokonał na nich zamachu. W wyniku odniesionych ran Zofia zmarła natychmiast, natomiast arcyksiążę został ciężko ranny i zmarł w szpitalu. Tato opowiadał, że ten zamachowiec kiedy tego dokonał rzucił się do rzeki. Za nim skoczył stary policjant i dopadł go po drugiej stronie rzeki. Złapał go za rękę i zaczął ciągnąć. Chłopak był wysportowany i chcąc się uwolnić zaczął gryźć policjanta po rękach. Ten jednak nie odpuścił i dociągnął go do brzegu. Zamachowca zakuto zaraz w kajdany i umieszczono w małej celi, gdzie nie mógł ani siedzieć, ani stać, ani leżeć tylko kucać. W takiej pozycji trwał cztery lata, aż w końcu zmarł.

Po tym wypadku armię przemundurowano w polowe mundury, dano nową broń i zaczęła się wojna. Żołnierze sforsowali rzekę i uderzyli na Serbię. Serbowie nie podjęli walki, tylko uciekali. Tato opowiadał że maszerowali dzień i noc, tak przez trzy tygodnie. Doszło do tego, że zmieniali się oficerowie prowadzący a wojsko padało ze zmęczenia i braku snu. Gdzieniegdzie dochodziło tylko do małych potyczek.

Jak doszli do Czarnogóry to Serbowie zaczęli się bronić i wtedy zaczęła się masakra. Walki tam trwały prawie trzy lata i tata cały czas tam walczył. Opowiadał, że była taka sytuacja, że ich dowódca miał złe rozpoznanie, sądził że linie przeciwnika są obsadzone przez jedną kompanię a tam była cała dywizja. Wpakował ich w taki ogień, że z całego batalionu ocalało siedemnastu, reszta zginęła. Jak upadł granat to tata wskoczył do jakiegoś dołka, odłamki oderwały mu obcasy od butów i posiekały cały tornister i koc, ale jemu nic się nie stało.

Innego razu mieli iść na rozpoznanie, a że tam było bardzo niebezpiecznie i mogli nie wrócić, dowódca zebrał czterech plutonowych i kazał ciągnąć los. Tata wyciągnął krótszą zapałkę i poszedł ze swoim plutonem na górę obserwować teren. Serbowie otoczyli górę tak, że nie było odwrotu. Tata ostrzeliwał się do końca, ale kiedy Serbowie podeszli na odległość bagnetu to skoczył z urwiska w bagno. Po upadku stracił przytomność i ocknął się rano, jednak nie wiedział jak długo leżał, stracił rachubę czasu. Wstał i umorusany zaczął szukać swojego oddziału. Nocą w kostnicy na cmentarzu wysuszył ubranie. Dopiero za trzy dni odnalazł swój oddział. Za ten czyn dostał srebrny medal zasługi, który wisi u Matki Boskiej w Tuchowie.

Tata jak jeszcze był w Sarajewie to miał tam dziewczynę, która mieszkała z matką. Wydawało się że dojdzie do małżeństwa ale wybuchła wojna. Jak był na froncie to pisali do siebie listy, a ona przysyłała mu paczki. Pod koniec wojny jak w Europie wylądowali Amerykanie to wojska austriackie zaczęły uciekać i tata do Sarajewa nie wrócił.

Armia zaczęła się rozsypywać a tata aby sobie ułatwić powrót zdobył mundur pułkownika, paradował w tym mundurze a oficerowie oddawali mu honory. Stołował się w najlepszych restauracjach i w tym mundurze wrócił do Szynwałdu. Panowało wtedy takie rozprężenie, że nikt nad niczym nie panował. Węgrzy, Polacy, Czesi wracali do siebie. Tatuś odznaczeń miał całą moc, był jeszcze jakiś krzyż, ale nie wiem co się z nim stało. Była też jakaś legitymacja, która uprawniała do honorarium czy renty za odwagę i wierność, ale cesarstwo upadło, cesarz umarł i wszystko się skończyło.

 

Marcin Kępowicz - brat Antoniego

 

Kunegunda Sambora - teściowa Antoniego

 

Żona Antoniego Kępowicza

 

Wspomnienia przekazane ustnie przez Adolfa Kępowicza, syna Antoniego - Stanisławowi Podrazie, spisane przez Piotra Ziębę.