O Jędrzeju z Korzenia

 

 

Kiedyś, w sierpniowy, ciepły poranek
dziadek owoców napchał w swą teczkę,
potem zawołał wszystkich na ganek
- Dzisiaj pójdziemy se na wycieczkę.

Na Korzeń1 dzisiaj sobie pójdziemy,
tam wam pokażę zdziczały sad,
przy starej studni se usiądziemy
i wam opowiem historię sprzed lat.

Babcia w serwetę nam owinęła
cały podpłomyk2 i kawał sera
i trochę dziadka nam ofuknęła,
że bez jedzenia nas znów zabiera.

- A wykąpałeś się stary pryku?
Bo muchy w polu nam dzieci zjedzą.
- Wszak wymoczyłem się dziś w cebrzyku,
byś się nie darła, ty stara jędzo.

Gdy dziadek w polu wietrzył pazuchy,
nie pachniał przecież różą i miętą,
to zlatywały się wszystkie muchy,
a krowy miały spokój i święto.

Kołodziejówką3 żeśmy ruszyli,
mijając żyta rzędy skopione,
co stały jak wojsko, wstrzymane w chwili,
z woskowych figur, ciut pochylone.

Idąc przez miedze z kwiatów i ziół,
mijając świeżo zorane ścierniska,
szukaliśmy sadu, co skrył się wśród pól,
by starą studnię zobaczyć z bliska.

Aż nagle, jakby wyrosła spod ziemi
kępa jabłoni i starych czereśni
i stary żuraw pomiędzy niemi
jak ptak gotowy do swojej pieśni.

Pośrodku sadu była cembrzyna4
z dębowych belek, trochę zmurszała,
której to bał się każdy chłopina,
Bo w niej rusałka kiedyś mieszkała.

Usiedliśmy w cieniu prastarej gruszy,
jedząc podpłomyk z wędzonym serem,
bo dziadek zaraz z historią ruszy,
tylko odprawi swe ceregiele.

Pociągnął z flaszki, nabił swą fajkę,
potem wypuścił wielkiego bucha
i tak rozpoczął przepiękną bajkę,
której z przejęciem każdy wysłuchał.

Kiedyś, gdy jeszcze byłem malutki,
stała tu chata z gliny lepiona,
podobna trochę do ptasiej budki,
plecionym płotem wkoło grodzona.

Mieszkał w niej sobie Jędrzej kulawy,
wiekiem sędziwy i z siwą brodą,
z diabłem podobno miał jakieś sprawy,
o których ludzie wiedzieć nie mogą.

Umiał nasz Jędrzej, jeszcze od młodu,
wąsacze5 łapać w pobliskiej rzece,
a przez to nigdy nie zaznał głodu,
rybka się zawsze w ogniu upiecze.

Kiedyś wstał Jędrzej jeszcze nad ranem,
wziął stary koszyk i skopek6 mały,
rybek nałapać tuż przed śniadaniem,
by mu starczyło na dzionek cały.

Świeżych gałązek do kosza włożył,
wlazł do bombola7, tam go ustawił,
by nie odpłynął, kamieniem przyłożył,
sprytną pułapkę na ryby sprawił.

Potem nasz Jędrzej jął rybki płoszyć,
kijem szturchając w przybrzeżne korzenie,
a te ze strachu właziły w koszyk,
lecz tam czekało je też zgubienie.

Podniósł swój koszyk pewien zdobyczy,
lecz ze zdziwienia japę rozdziawił,
bo tu z koszyka rusałka krzyczy,
by ją w spokoju zaraz zostawił.

Zastygł w bezruchu, bo nie miał żony
i niezwyczajny był babskich krzyków,
a jeszcze bardziej był przerażony,
że coś takiego drze się w koszyku.

Złapał swój koszyk, pognał ku chacie,
po drodze zdobycz wrzucił do studni,
a to się darło jak stare gacie,
wrzeszcząc w cembrzynie, aż w uszach dudni.

Po jakimś czasie się pogodzili,
on jej codziennie rybki przynosił,
aż nie mógł bez niej przeżyć ni chwili,
w końcu rusałkę o rękę poprosił.

Wtedy rusałka się przemieniła
w piękną dziewczynę o krasnym licu,
bo to naprawdę dziewczyna była,
lecz przemieniona przez czarownice.

Kiedyś przed laty złe czarownice
w rusałkę zmieniły prześliczną Hanię,
bo zobaczyła ich złe oblicze,
kiedy w potoku płukała pranie.

A gdy ją taką, ktoś kiedyś pokocha,
to czar jak bańka mydlana pryśnie,
mimo, że będzie strzelała focha,
i tknąć się nie da, bo jadem pryśnie.

W taki to sposób nasz Jędrzej młody
od złego czaru uwolnił Hanię,
a ona odtąd strzegła się wody,
no i w cebrzyku8 robiła pranie.

Jędrzej zaś oprócz rybek łapania,
uczył się pilnie szczurów języka,
Hani przynosił wodę do prania
i nie pozwalał iść do strumyka.

Wreszcie, gdy poznał język tej plagi,
to wyprowadzał je z ludzkich obejść
i przy pomocy dębowej lagi
drogę wskazywał, gdzie mają odejść.

Wielki to splendor jemu przyniosło,
ludzie płacili złotem i srebrem,
on zaś pokochał swoje rzemiosło,
był nagradzany wszelakim dobrem.

Tak sobie żyli długo, szczęśliwie,
od ich miłości, aż biły blaski.
Dziadek już gadał dość bełkotliwie,
bo wciąż pociągał ze swojej flaszki.

W końcu nam zasnął przy cembrowinie,
chrapiąc potwornie, aż liście drżały
i pewnie dużo czasu upłynie,
nim wytrzeźwieje i wróci cały.

Wszystkim okrutnie w brzuchach burczało,
bo już obiadu minęła pora,
więc pobiegliśmy gromadą całą,
w kierunku domu, na skos, przez pola.

Nazajutrz rankiem dziadek powrócił,
jak już poranne świeciło słońce,
zmoczoną rosą kapotę rzucił
i rzekł: jutro wam dzieci bajkę dokończę.

 

Piotr Zięba

 

 

  1. Korzeń – przysiółek Szynwałdu na granicy z Trzemesną i Skrzyszowem.
  2. Podpłomyk – rodzaj płaskiego chleba, który szybko piekło się w nagrzanym już piecu chlebowym, tuż przed włożeniem do niego właściwego chleba.
  3. Kołodziejówka – pola w pobliżu Japonii.
  4. Cembrzyna – obudowa studni.
  5. Wąsacze – małe rybki, długości ok. 7-8 cm, bardzo popularne w okolicznych potokach.
  6. Skopek – wiaderko z jednym uchem na mleko.
  7. Bombol – miejsce w rzece, gdzie jest bardzo głęboko.
  8. Cebrzyk – naczynie zrobione z drewnianych klepek, służące do mycia naczyń lub prania.

 

 

........................