Jak diabeł pędził oranżadę, czyli wyprawa na Tuchowski Odpust

Opublikowano: poniedziałek, 01 lipiec 2019

Jak to dawniej na odpuście bywało.

 

 

Początkiem lipca, ciepłego poranka,
mama ubrała nas w ładne ubranka,
tata z wozowni wóz wyprowadził,
założył półkoszki i tym się zdradził.

Już odgadliśmy, dzisiaj od rana,
czeka nas jazda wyczekiwana,
bo kiedy tata zakłada półkoszki,
to pojedziemy na Odpust Tuchowski.

Tato do wozu zaprzągnął konie
i dał nam znak klaśnięciem w dłonie,
więc wskoczyliśmy na wóz bardzo dzielni,
dziadek posępny usiadł se w kielni.

Humor swój stracił bo droga daleka,
czy też przeczuwał co go tam czeka.
Tato znak krzyża uczynił przed wozem,
- No to ruszamy - Wio! W imię Boże.

Bat i lejce ujął w swe dłonie,
raźno parskając ruszyły konie,
gdy już byliśmy na dróg rozstajach,
zakręciliśmy w stronę Czekaja.

I polną drogą, gdzie trząsł się wóz,
tak jechaliśmy wśród łanów zbóż,
strojnych w kąkole i maki czerwone,
już dojrzewały przez wiatr pochylone.

Potem przez piękne lasy Trzemeskie,
gdzie w górze widać niebo niebieskie,
a gdy Karwodrzę przemierzaliśmy,
wieżę klasztoru zobaczyliśmy.

Tata zatrzymał wóz no i konie,
my do pacierza złożyliśmy dłonie,
według zwyczaju od dziejów zarania,
była to taka Górka Klękana.

Po krótkiej modlitwie dalej ruszyli,
w końcu na Białej my most przemierzyli,
tata z furmanką został nad Białą,
my do klasztoru gromadą całą.

A wokół ludzi jest bardzo wiele,
po prawej stronie dwie karuzele,
przy nich kolejka jest bardzo długa,
tam losy ciągnie strojna papuga.

Obok fotograf stał z aparatem,
zrobił nam zdjęcie z najstarszym bratem,
na tym zwiedzanie żeśmy skończyli
i na dziedziniec wszyscy przybyli.

Babcia nam dziadka przy całej gawiedzi,
siłą zawlokła go do spowiedzi,
nie wiem co dziadek księdzu nagadał,
lecz się mu bardzo długo spowiadał.

Po dłuższej chwili wszyscy westchnęli,
bo rozgrzeszenia mu w końcu udzielił,
a po mszy - Dziadku, dziadku kochany!
- Dziadku kochany, chodźmy na kramy!

Mnie dał pistolet i kabzli troszkę,
Zosi pierścionek, lalkę i broszkę,
dziadek wyłuskał ostatni grosik,
ale każdemu zakupił cosik.

Najstarszy brat Jasiek z nieznanej przyczyny,
zaczął wśród kramów zaczepiać dziewczyny,
podchodził szarmancko i z wielką kulturą,
zadawał pytanie - Przyjechałyście furą?

Idąc do wozu żeśmy skręcili
i długą kolejkę my zobaczyli,
każdy z radości rękami zamachał,
- Dziadku kochany, dziadku to krachla!

A dziadek stanął nieco stroskany,
mnie posłuchajcie wnuki kochane,
według powieści mojego tatka,
jest na Prewendzie górka Czubatka.

Tam też podobno, czy w Księżym Lesie,
jak to powszechnie wieść gminna niesie,
diabeł gotuje se oranżadę,
albo na zmianę lux lemoniadę.

Po to by dzieci do złego kusić,
a potem w piekle, w smole ich dusić,
my posmutnieli, głowy spuścili,
Józiu zaś mruknął - Tośmy popili.

Na szczęście babcia za nami stała
i całą sprawę uratowała,
każdemu jedną flaszkę kupiła,
jedną też sama sobie wypiła.

Ty nie dostaniesz stary ramolu,
masz pokitrane dość flaszek w polu,
znam cię przechero, pod każdą miedzą,
twoje schowane butelki siedzą.

Tak przed wieczorem żeśmy wrócili,
zaraz do kuchni kupą wskoczyli,
smak ten pamiętam o Boże drogi,
pyszne od mamy z serem pierogi.

Oddał bym dzisiaj za nie świat cały,
jak one wtedy nam smakowały,
bo mama zawsze w dom zostawała,
no i dobytku wszem doglądała.

Na pewno jutro też się wybierze,
rano na Tuchów, na swym rowerze,
a po obiedzie rzekła nam matka,
idźcie poszukać naszego dziadka.

Dziadek na bojsku spluwał w klepisko
i znów do renty o suchym pysku,
albo pszenicy sprzedam pół wora,
albo trza na wsi szukać sponsora.

Jak się domyślam dziadek już wiedział,
kiedy posępny na wozie siedział,
wiedział, że będzie wyspowiadany,
no i z funduszy do cna oskubany.


Za dwa tygodnie znów Boski dopust,
no bo w Szynwałdzie też będzie odpust.

 

 

Piotr Zięba

02.06.2019 Kraków